Ucieczka przed więzieniem

Na konsultację w NIO w Gliwicach zdecydowałem się kierowany rekomendacjami, że mają tam najnowocześniejszą aparaturę do radioterapii, tzw. CyberKnife. Wizyta zaplanowana na 7 rano, więc z Wrocławia ruszamy jeszcze w absolutnych ciemnościach a do calu docieramy o brzasku.

W szarówce majaczą gigantyczne budynki ośrodka. Nie spodziewałbym się, że tak wiele miejsca może zajmować placówka stricte onkologiczna. Przed wejściem pacjentów wita mały zagajnik tablic pamiątkowych po unijnych dotacjach.

Na pierwszy rzut oka miejsce sprawia wrażenie jakby chodziło o to, by pacjentów leczyć, ale niekoniecznie wyleczyć. Jak się okaże, coś w tym jest.

NIO muszę pochwalić za super sprawną obsługę, zarówno w rejestracji telefonicznej (nikt nawet nie zająknął się gdy z powodu COVID przesuwałem terminy) i w samym ośrodku. Gdy panie w rejestracji zobaczyły z czym przychodzę, od razu dostałem zerowe miejsce w kolejce.
— Tym samym oficjalnie zostałem zerowcem — skomentowałem, nawiązując do książki Zajdla "Limes inferior", którą ostatnio przeczytałem i uznałem za genialne proroctwo tego, co szykowane jest nam w ramach plandemii (nie mylić z równoległą faktyczną pandemią).

Wstępne przyjęcie było szybkie ale pod gabinetem nie było już tak ciekawie. Normalna polska kolejka.

Obszerne poszukiwania w internetach trochę zmieniły już moje nastawienie do standardowej terapii. Wiem, że w przypadku mojego guza temozolomid powinien być skuteczny, zaś radioterapia ostatnio poddawana jest krytyce.

Pytam czy da się otrzymać tylko chemię bez radio. Nie da się.

Pytam czy mogę dojeżdżać z Wrocławia na zabiegi. Nie da się. Blednę. Lekarka podaje termin rozpoczęcia terapii. Zaglądamy w kalendarz. Zaczynając w połowie marca, biorąc pod uwagę święta po drodze, ze szpitala wyszedłbym dopiero w pierwszej połowie maja. W tym czasie żadnych odwiedzin ani wyjść bo COVID.

Jestem przerażony. Wizja uwięzienia mnie w szpitalu zaczyna być gorsza od samej choroby. Co to za system, w którym człowiek mający statystycznie czas życia liczony w miesiącach musi dwa z nich gnić w szpitalu, podczas gdy terapia sprowadza się do 10 minut naświetlania i tabletki dziennie?

Pytam jeszcze czy w moim przypadku CyberKnife ma zastosowanie. Nie ma.

Więcej informacji nie potrzebuję. Zabieram papiery i wychodzę.

Dalsza wizyta w Gliwicach to odwiedziny u rodziny. Nawet K, jak zwykle pozytywnie szalona i przebojewa, dojeżdża pociągiem z obydwoma dzieciaczkami. Tym samym wykorzystujemy dawno odraczaną przez pandemię okazję, by chłopaki spotkały swoją jedyną prababcię a także nowo narodzoną kuzynkę. To zdecydowanie poprawia wszystkim humor.

A ja tymczasem rozważam jedynie czy brać standardową terapię w ośrodku we Wrocławiu czy w ogóle pójść drogą alternatywną.

Comments

Popular posts from this blog

Mój najdłuższy maraton

Jest dobrze ale nie beznadziejnie

Fryzjer i solarium w jednym